Gabinet Psychoanalityczny Sylwester Strzecha

60-687Poznańos. Stefana Batorego 73 lok. nr 1Wielkopolskie605415115

-

Terapie / Psychoterapia

Gabinet Psychoanalityczny Sylwester Strzecha

60-687 Poznań, os. Stefana Batorego 73 lok. nr 1

605 415... 115więcej

Twoja lokalizacja

zmień lokalizację

   

  • Street View
  • Mapa

Aktualności

Wstęp do Psychoanalizy S.Freud (4)

WYKŁAD II. Czynności pomyłkowe
........................................................................
Panie i panowie! Nie rozpoczniemy dziś od przypuszczeń, lecz od badania. Za przedmiot badania weźmiemy objawy występujące bardzo często, dobrze znane i zbyt mało doceniane. Nie mają one nic wspólnego z chorobami o tyle, że można je obserwować również u człowieka zdrowego. Są to tak zwane czynności pomyłkowe, a więc: gdy ktoś chce powiedzieć jakieś słowo, a wypowiada inne, albo gdy się to samo zdarza przy pisaniu, co piszący równie dobrze może zauważyć, jak i nie zauważyć; albo mylenie się przy czytaniu, gdy człowiek czyta coś innego niż to, co zostało uwidocznione w druku lub na piśmie; dalej przesłyszenie się, gdy się mylnie słyszy to, co zostało powiedziane, oczywiście, bez organicznych zaburzeń słuchu. Dalszy szereg takich zjawisk ma za podstawę zapomnienie, nie trwałe, lecz chwilowe. Na przykład gdy ktoś nie może przypomnieć sobie czyjegoś nazwiska, które przecież zna, albo kiedy ktoś zapomina wykonać pewien zamiar, który sobie później przypomina, więc zapomniał tylko na pewien okres czasu. W trzeciej kategorii zjawisk odpada warunek chwilowości, na przykład przy zarzuceniu czegoś, gdy się jakiegoś przedmiotu gdzieś zapomniało i nie można go odszukać, albo przy zupełnie analogicznym zgubieniu czegoś. Jest to zapomnienie, które należy jednak traktować inaczej niż każde inne, z powodu którego dziwimy się lub gniewamy, zamiast je rozumieć. Do tej grupy zjawisk dołączają się pewne błędy, w których znowu zjawia się chwilowość, kiedy np. przez jakiś czas wierzy się w coś, o czym i przedtem, i później wiadomo, że wygląda inaczej, oraz cały szereg podobnych zjawisk występujących pod różnymi określeniami. Wszystkie te objawy nie są objawami natury zasadniczej, są przeważnie przelotne i nie odgrywają zbyt wielkiej roli w ludzkim życiu. Tylko w wyjątkowych wypadkach któryś z tych objawów, na przykład zgubienie czegoś, nabiera pewnego praktycznego znaczenia. Dlatego niewiele zwraca się na nie uwagi, dlatego nie bardzo nas one przerażają. Na te właśnie objawy chcę teraz skierować waszą uwagę. Odpowiecie mi z pewną niechęcią: „Świat i życie psychiczne pełne są tylu wielkich zagadek, tyle jest dziwów w dziedzinie zaburzeń psychicznych,
które wymagają wyjaśnienia i zasługują na nie, że tracenie czasu i wysiłku na takie drobiazgi robi wrażenie jakiejś psoty. Gdyby pan potrafił wyjaśnić, w jaki sposób człowiek o normalnym wzroku i słuchu w jasny dzień może widzieć i słyszeć rzeczy, których nie ma, gdyby mógł pan powiedzieć, dlaczego komuś ni stąd ni zowąd zaczyna się wydawać, że najbliżsi go prześladują, dlaczego ktoś z całą ścisłością uzasadnia szaleńcze fantazje, które każdemu dziecku wydać się muszą nonsensami, bylibyśmy skłonni mieć respekt dla psychoanalizy. Jeżeli jednak nie stać ją na nic innego, jak tylko na zajmowanie nas kwestią, dlaczego mówca na bankiecie zamiast danego słowa powiedział inne albo dlaczego gospodyni zarzuciła gdzieś klucz lub inne podobne drobiazgi, to wolimy w inny sposób zużytkować swój czas i zainteresowania”. Odpowiedziałbym na to: cierpliwości! Mam wrażenie, że w krytyce swej nie jesteście na właściwej drodze. Psychoanaliza nie może poszczycić się tym, że nigdy nie interesowała się drobiazgami — to prawda. Przeciwnie, jej materiał doświadczalny tworzą przeważnie te niepozorne zdarzenia, które inne gałęzie wiedzy odrzucają jako zbyt bagatelne, jako coś w rodzaju resztek ze świata zjawisk. Czy nie utożsamiacie państwo przypadkiem w swej krytyce ważności zagadnień z jaskrawnością oznak? Czy nie istnieją bardzo ważne sprawy, które przy pewnych warunkach, w pewnych okresach czasu przejawić się mogą tylko przez zupełnie słabe oznaki? Z łatwością mógłbym wskazać sporo takich wypadków. Z jakichże to drobnych oznak młodzi panowie spośród was dochodzą do wniosku, że zdobyli przychylność młodej niewiasty? Czy czekają na wyraźne wyznanie miłości, na gwałtowne zarzucenie ramion na szyję, czy też wystarczy im spojrzenie, zaledwie przez innych zauważone, przelotny ruch, przedłużenie o sekundę uścisku ręki? A gdy ktoś bierze udział w śledztwie jako urzędnik policji kryminalnej, czyż spodziewa się, że morderca zostawi na miejscu zbrodni swą fotografię i dokładny adres, czy też zadowoli się z konieczności słabszymi i mniej wyraźnymi śladami? Nie lekceważmy więc drobnych objawów i oznak: może przy ich pomocy natrafimy na ślady czegoś większego. Co się tyczy wielkich problemów świata i nauki, jestem tego samego zdania co wy — uważam, że przede wszystkim one zasługują na nasze zainteresowanie. Ale głośne powzięcie zamiaru zgłębienia tego czy innego wielkiego problemu przeważnie nie na wiele się przydaje. Często nie wiadomo, dokąd skierować pierwsze kroki. W pracy naukowej lepsze rezultaty daje branie się do tego, co się ma przed sobą i do czego zbadania można znaleźć drogę. Gdy się to czyni gruntownie,bez zastrzeżeń i bez zbyt wielkich nadziei, gdy się ma szczęście, wtedy przez związek, który wszystko ze wszystkim zespala, a więc i rzeczy małe z wielkimi, praca najbardziej niepozorna musi otworzyć dostęp do badań nad wielkimi problemami. W ten sposób odpowiedziałbym, by wywołać i utrzymać w was zainteresowanie dla pozornie tak drobnych czynności pomyłkowych ludzi zdrowych. A teraz weźmy kogoś, komu psychoanaliza jest obca, i zapytajmy go, jak sobie tłumaczy, że sprawy takie się zdarzają. Z pewnością odpowie naprzód: ach, nie warto tego tłumaczyć, to przypadkowe drobiazgi. Cóż to ma znaczyć? Czyż ze słów tych ma wynikać, że istnieją tak drobne wydarzenia wypadające z łańcucha dziejów, które równie dobrze, jak istnieją, mogłyby nie istnieć? Jeżeli ktoś w ten sposób przełamuje naturalny determinizm na jednym odcinku, obala równocześnie cały naukowy pogląd na świat. Można wtedy wskazać na to, o ile więcej konsekwencji mieści się w religijnym poglądzie na świat, gdyż pogląd ten zapewnia z całą stanowczością, że bez specjalnej woli Boga nawet wróbel nie może spaść z drzewa. Sądzę, że nasz przyjaciel nie będzie wyciągał konsekwencji ze swej pierwszej odpowiedzi, że zmieni kierunek rozumowania i powie: jeżeli będę te sprawy badał, znajdę dla nich wytłumaczenie. Chodzi przecież 0 małe wykolejenie funkcji, o niedokładności psychicznego procesu, których warunki można ustalić. Człowiek, który na ogół mówi normalnie, może się pomylić, jeżeli 1) jest nieco niedysponowany 1 zmęczony; 2) jest podniecony; 3) inne sprawy zbyt mocno go pochłaniają. Nietrudno to udowodnić. Istotnie, z przejęzyczeniami mamy przeważnie do czynienia, gdy jesteśmy zmęczeni albo mamy ból głowy czy migrenę. W tych okolicznościach zapomina się łatwo imion. Dla niektórych osób to zapominanie jest zapowiedzią zbliżania się migreny. Również w podnieceniu przestawiamy często słowa i przedmioty, a zapominanie wykonania zamiaru oraz cała masa innych nie zamierzonych czynności występuje ze szczególną jaskrawością, gdy się jest roztargnionym, to znaczy, gdy uwaga jest skoncentrowana na czymś innym. Znanym przykładem takiego roztargnienia jest ów profesor z Fliegende Blatter, który zostawia parasol i bierze cudzy kapelusz, ponieważ myśli o zagadnieniach swej najbliższej książki. Przykłady na to, jak można zapomnieć o zamiarach, które się powzięło, o obietnicach, które się uczyniło, bo tymczasem przeżyło się coś, co człowieka mocno pochłaniało, znają wszyscy z własnego doświadczenia. Brzmi to zupełnie zrozumiale i, zdaje się, nie napotyka protestów. Nie jest to może bardzo interesujące, w każdym razie nie tak, jakeśmy oczekiwali. Przypatrzmy się jednak bliżej temu wyjaśnieniu czynności pomyłkowych. Warunki, w których zjawiska te powstają, nie są jednolite. Niedyspozycje i nienormalny obieg krwi dają fizjologiczne uzasadnienie odchyleń w normalnym funkcjonowaniu; podniecenie, zmęczenie, odwrócenie uwagi — to momenty innego rodzaju, które nazwać można psychofizjologicznymi. Łatwo je przenieść w dziedzinę teorii. Zarówno przez zmęczenie, jak przez odwrócenie uwagi, może również przez ogólne podniecenie, powstaje pewne rozproszenie uwagi, którego skutkiem jest zbyt małe poświęcenie jej danej funkcji. Funkcja ta może być lekko zakłócona lub niedokładnie wykonana. Lekka niedyspozycja, zmiany obiegu krwi w ośrodkach nerwowych mogą mieć ten sam skutek, mogą w ten sam sposób wpływać na rozproszenie uwagi. We wszystkich tych wypadkach mielibyśmy więc do czynienia z zakłóceniami uwagi bądź z przyczyn organicznych, bądź z psychicznych. Wydaje się, że dla zainteresowań psychoanalitycznych niewiele z tego wynika. Mogłaby powstać potrzeba zaniechania tego tematu. Gdy jednak spojrzymy dokładniej, nie wszystko tu okazuje się zgodne z teorią wyjaśniającą czynności pomyłkowe procesami uwagi albo przynajmniej nie wszystko się z niej wywodzi. Doświadczenie uczy nas, że takie pomyłki, takie zapominania zdarzają się również u osób, które nie są ani przemęczone, ani roztargnione, ani podniecone, lecz pod każdym względem znajdują się w stanie normalnym, chyba że chcielibyśmy ex post przypisywać im podniecenie, do którego się nie przyznają, właśnie na podstawie ich błędnych odruchów. Trudno również uważać za pewnik, że jedna czynność przez wzmożenie skierowanej na nią uwagi jest niejako zabezpieczona, druga, przez osłabienie tej uwagi, zagrożona. Istnieje wielka ilość posunięć dokonywanych czysto automatycznie, z minimalną uwagą, a jednak z całą pewnością. Spacerowicz, który nie wie dokładnie, dokąd idzie, trzyma się jednak wytyczonej drogi i zatrzymuje się u celu, nie zabłądziwszy (tak przynajmniej bywa w zasadzie). Wyćwiczony pianista uderza w odpowiednie klawisze nie myśląc wcale o tym. Oczywiście, może czasami uderzyć w fałszywy klawisz, ale gdyby gra automatyczna zwiększała niebezpieczeństwo omyłki, właśnie ten wirtuoz, którego gra wskutek nieustannych ćwiczeń w zupełności się zautomatyzowała, musiałby być najbardziej narażony na to niebezpieczeństwo. Przeciwnie, widzimy niejednokrotnie, że wiele czynności udaje się z całą precyzją, choć nie są one przedmiotem specjalnie natężonej uwagi, omyłki zaś i wykolejenia zdarzają się właśnie wtedy, gdy specjalnie zależy nam na tym, by wszystko było w porządku, a więc z pewnością nie ma mowy o odwróceniu potrzebnej uwagi. Można wtedy powiedzieć, że to rezultat „podniecenia”, trudno jednak zrozumieć, dlaczego właśnie podniecenie nie wzmaga raczej uwagi w kierunku tego, co tak usilnie pragniemy uczynić. Gdy ktoś w ważnym przemówieniu lub w rozmowie wskutek przejęzyczenia się wypowiada coś innego, aniżeli miał zamiar powiedzieć, trudno to wytłumaczyć na podstawie teorii odwołującej się do psychofizjologii czy teorii podkreślającej tu rolę uwagi. Czynnościom pomyłkowym towarzyszy wielka ilość drobnych objawów dodatkowych, których nie rozumiemy, do których nie zbliżyliśmy się przez dotychczasowe wyjaśnienia. Gdy na przykład zapominamy na chwilę jakiegoś nazwiska, zaczynamy się irytować, chcemy je sobie na gwałt przypomnieć, nie chcemy ustąpić. Dlaczegóż tak rzadko udaje się człowiekowi zirytowanemu skierować swą uwagę na słowo, o które mu chodzi, które, jak powiada, „ma na końcu języka”, które od razu poznaje, gdy je wypowie ktoś inny. Zdarzają się również wypadki, że czynności pomyłkowe uwielokrotniają się, wzajemnie się zazębiają lub uzupełniają. Raz zapomina się o spotkaniu, później, gdy się sobie postanowiło nie zapomnieć, okazuje się, że w pamięci pozostała fałszywa godzina; albo drogą pośrednią staramy się przypomnieć sobie zapomniane słowo, a tu zapominamy innego słowa, które by przy odszukaniu pierwszego mogło być pomocne. Zaczynamy szukać tego drugiego słowa i nagle przepada trzecie itp. To samo zdarza się przy omyłkach w druku, które należy traktować jako czynności pomyłkowe zecera. Taki uporczywy błąd drukarski wkradł się kiedyś podobno do pewnego dziennika socjalistycznego. W sprawozdaniu z pewnej uroczystości wydrukowano: wśród obecnych zauważono również jego wysokość kornpńnca.. Na następny dzień pojawia się notatka: zamiast kornpńnca miało być, oczywiście, knorpńnca. (nowy błąd, zamiast: kronprinc — przyp. red. PWN). — W takich wypadkach mówi się chętnie o chochlikach drukarskich i innych podobnych określeniach, które w każdym razie wychodzą poza psychofizyczną teorię błędu drukarskiego. Nie wiem, czy państwu wiadomo, że można przejęzyczenie sprowokować, wywołać drogą sugestii. Oto anegdotka na ten temat. Gdy pewnego aktora debiutanta obarczono w Dziewicy Orleańskiej ważną rolą, polegającą na zameldowaniu królowi, że constable odsyła swój miecz, wykonawca roli głównej zażartował sobie i podczas próby kilkakrotnie powtórzył nieśmiałemu adeptowi: „Constable odsyła swego konia”. — I cel został osiągnięty. Na przedstawieniu nasz nieszczęśliwy debiutant wypowiedział fałszywy tekst, choć go przestrzegano, a może właśnie dlatego, że mu zwracano uwagę. Wszystkie te drobne cechy czynności pomyłkowych nie znajdują wyjaśnienia w teorii o odwróceniu uwagi. Nie wynika z tego, by teoria ta musiała być błędna. Może jej tylko czegoś brakuje, może potrzebuje jakiegoś uzupełnienia, by mogła nas zadowolić. Ale niektóre czynności pomyłkowe mogą być jeszcze rozpatrywane z innej strony. Weźmy najbardziej dla naszych celów nadające się przejęzyczenie (moglibyśy równie dobrze wybrać pomyłki przy pisaniu lub czytaniu). Musimy sobie wreszcie powiedzieć, że dotychczas pytaliśmy tylko o to, kiedy, w jakich warunkach człowiek się przejęzyczą, i tylko na to otrzymaliśmy odpowiedź. Można jednak skierować zainteresowanie w inną stronę i chcieć się dowiedzieć, dlaczego przejęzyczamy się właśnie w ten sposób, a nie w inny, można zająć się tym, co z przejęzyczenia wynika. Dopóki na to pytanie nie odpowiemy, dopóki nie zostanie wyjaśniony skutek przejęzyczenia, dopóty z punktu widzenia psychologii zjawisko to jest przypadkowe, bez względu na to, czy znalazło wyjaśnienie fizjologiczne. Gdy przejęzyczam się, może to się stać w nieskończenie wielu formach, mogę zamiast właściwego słowa powiedzieć jedno z tysiąca innych, mogę dokonać nieskończonej ilości zniekształceń właściwego wyrazu. Czy istnieje więc coś, co mi w specjalnym wypadku spośród wszystkich możliwych rodzajów przejęzyczeń ten właśnie rodzaj narzuca, czy też jest to przypadek, dowolność, czy może w tej sprawie w ogóle nie można wypowiedzieć nic rozsądnego? Dwaj autorzy, Meringer i Mayer (filolog i psychiatra), spróbowali w roku 1895 ująć kwestię przejęzyczenia z tej strony. Zaczęli zbierać przykłady, traktując je zrazu czysto opisowo. Nie daje to, oczywiście, wyjaśnienia, ale może być do niego drogą. Podzielili oni zniekształcenia, jakich doznaje mowa przez przejęzyczenie, na: przestawienia, antycypacje, oddziaływania następcze, pomieszania (kontaminacje) i podstawienia (substytucje). Dam państwu przykłady wymienionych autorów charakteryzujące ważniejsze grupy. Przestawienie zachodzi, gdy ktoś mówi: Milo z Venus zamiast: Venus z Milo (przestawienie kolejności słów). Oddziaływaniem następczym byłby znany nieudany toast: „Wzywam państwa do zbiorowej czkawki za zdrowie naszego szefa” (Ich fordere Sie auf, auf das Wohl unseres Chefs aufzustossen; (aw/stossen: mieć czkawkę, anstossen: trącić się kielichami — przyp. tłum.). Te formy przejęzyczeń nie są zbyt częste. O wiele częstsze są wypadki, w których przejęzyczenie powstaje przez złączenie, względnie zgęszczenie pewnych słów, na przykład gdy jakiś, pan mówi do pani spotkanej na ulicy: „Chętnie bym panią odpro... obraził” (Ich móchte Sie geme begleitdigen); (odprowadzić to po niemiecku begleiten\ obrazić — beleidigen — przyp. tłum.). W tym pomieszaniu tkwi i chęć obrazy, i odprowadzenia (mówiąc nawiasem, nie ulega wątpliwości wielki sukces młodzieńca). Próba wyjaśnienia, którą obydwaj autorzy opierają na podstawie swych przykładów, jest zupełnie niewystarczająca. Sądzą oni, że dźwięki i sylaby słowa mają różne wartości, że wysokowartościowe elementy wśród tych dźwięków i sylab wpływać mogą zakłócaj ąco na elementy niskowartościowe. Opierają się przy tym na rzadkich w zasadzie antycypacjach i oddziaływaniach następczych: dla innych skutków przejęzyczeń wyróżnienia asocjacji dźwiękowych, o ile w ogóle istnieją, nie wchodzą w rachubę. Przecież najczęściej mamy do czynienia z przejęzyczeniem, gdy zamiast jednego słowa pada inne, bardzo podobne, i to podobieństwo wielu ludziom wystarczy jako wytłumaczenie przejęzyczenia. Na przykład pewien profesor stwierdza w swej mowie inauguracyjnej: „Nie jestem skłonny (Ich bin nicht geneight, zamiast: ich bin nicht geeignet — nie jestem godny) do uczczenia zasług mego poprzednika”. Albo jego kolega z innego fakultetu: „...przy genitaliach kobiecych mimo wielu pokus” (Ver- suchung), „przepraszam, pomyliłem się: mimo wielu prób” (Versuche)... Najzwyklejszą i najczęstszą formą przejęzyczenia jest wypowiadanie czegoś przeciwnego, niż się chciało powiedzieć. Jest to bardzo odległe od związków i pokrewieństw dźwiękowych. Można się przy tym powołać na to, że przeciwieństwa złączone są bardzo silnym pokrewieństwem pojęciowym i są sobie wzajemnie specjalnie bliskie przez skojarzenie psychologiczne. Istnieją w tej dziedzinie historyczne przykłady. Oto prezydent parlamentu otworzył kiedyś posiedzenie następującymi słowami: Panowie! stwierdzam obecność tylu a tylu posłów i oświadczam, że posiedzenie jest zamknięte. Równie kusząco jak związki między przeciwieństwami działa każde inne utarte skojarzenie, które w pewnych warunkach może być dosyć kłopotliwe. Tak na przykład opowiadają, że na bankiecie z okazji ślubu syna H. Helmholtza z córką znanego wynalazcy i przemysłowca, W. Siemensa, sławny fizjolog Dubois-Reymond wygłosił wspaniały toast zakończony w następujący sposób: „A więc niech żyje nowa firma Siemens i Halske!” Była to właściwie nazwa starej firmy, niezwykle popularnej na terenie Berlina. Musimy więc do związków dźwiękowych i do podobieństw między słowami dodać jeszcze wpływ asocjacji słownych. Ale to nie wystarczy. W szeregu wypadków wyjaśnienie zaobserwowanego przeoczenia będzie niemożliwe, dopóki nie uwzględnimy tego, co zostało powiedziane, lub nawet pomyślane poprzednio. A więc znowu przypadek reprodukcji, jak ten, o którym mówił Meringer, tylko z większego oddalenia. Na ogół mam wrażenie, że teraz oddaliliśmy się od zrozumienia czynności pomyłkowej przy przejęzyczeniu bardziej niż kiedykolwiek. Nie mylę się chyba przypuszczając, że podczas przeprowadzonej przed chwilą analizy przykładów przejęzyczeń obudziły one w nas wszystkich nowe wrażenia, nad którymi warto by się nieco zastanowić. Zbadaliśmy warunki, w których przejęzyczenie w ogóle dochodzi do skutku, następnie poznaliśmy źródła określające rodzaj zniekształcenia przy przejęzyczeniach, ale samego skutku przejęzyczenia, bez względu na jego powstanie, jeszcześmy nie rozpatrywali. Skoro zdecydujemy się i na to, będziemy musieli zdobyć się wreszcie na odwagę i powiedzieć: w niektórych przykładach ma sens i to, co powstaje przy przejęzyczeniu. Cóż to znaczy sens? Otóż chodzi o to, że skutek przejęzyczenia ma chyba prawo do tego, by go uważać za pełnowartościowy akt psychiczny, który również dąży do swego własnego celu i winien być traktowany jako przejaw o pewnej treści i znaczeniu. Mówiliśmy dotychczas ciągle o czynnościach pomyłkowych, ale teraz wydaje się, że czasami czynność pomyłkowa może być czynnością normalną, która zajęła miejsce innej, oczekiwanej lub zamienionej. Ten właśnie sens czynności pomyłkowej jest przecież w pojedynczych wypadkach uchwytny i niezaprzeczalny. Gdy przewodniczący w pierwszych słowach swej mowy zamyka
posiedzenie parlamentu zamiast je otworzyć, skłonni jesteśmy na podstawie orientowania się w stosunkach uważać tę pomyłkę za pełną sensu. Nie spodziewa się po obradach niczego dobrego, byłby zadowolony, gdyby je mógł z miejsca przerwać. Wskazanie tego sensu, a więc wyjaśnienie przejęzyczenia, nie sprawia nam trudności. Weźmy inny przykład. Pewna pani, uchodząca za energiczną, powiada: „Mój mąż pytał lekarza, jakiej ma przestrzegać diety; lekarz oświadczył, że dieta jest zbyteczna, może jeść i pić, co ja uważam za stosowne”. Czyż to przejęzyczenie nie jest oczywistym wyrazem konsekwentnie przeprowadzonego programu życiowego? Panie i panowie! Gdyby się miało okazać, że nie tylko nieliczne wypadki przejęzyczenia i czynności pomyłkowych w ogóle mają swój sens, lecz że wypadków takich jest większa ilość, ten sens czynności omyłkowych, o którym dotychczas nie było mowy, stanie się dla nas sprawą najbardziej zajmującą i słusznie odsunie na drugi plan wszystkie inne punkty widzenia. Możemy wtedy pozostawić na boku wszystkie momenty fizjologiczne lub psychofizyczne, wolno nam poświęcić się badaniom czysto psychologicznym na temat sensu, tj. znaczenia i celu czynności pomyłkowej. Dla sprawdzenia, czy nadzieje nasze są uzasadnione, będziemy musieli rozszerzyć ramy materiału obserwacyjnego. Zanim jednak zamiar ten wykonamy, chciałbym, by państwo poszli za mną kierując się innym śladem. Zdarza się niejednokrotnie, że poeta używa przestawienia słów lub innej czynności pomyłkowej jako środka natury artystycznej. Sam ten fakt musi być dla nas dowodem, że czynność pomyłkową, w tym wypadku przejęzyczenie, uważa on za pełną sensu, bo przecież stwarza ją celowo. Nie dzieje się tak, że poeta przy pisaniu popełnił pomyłkę i później tę pomyłkę zostawi w utworze jako przejęzyczenie. Przez przejęzyczenie chce nam poeta coś uświadomić i możemy zbadać, o co mu chodzi, czy chce np. zaznaczyć, że dana osoba jest roztargniona, zmęczona lub znajduje się bezpośrednio przed atakiem migreny. Jeżeli poeta używa przejęzyczenia jako zwrotu pełnego sensu, nie należy tego, oczywiście, przeceniać. W rzeczywistości mogło ono być pozbawione sensu, mogło być psychicznym przypadkiem, a tylko w wyjątkowych wypadkach mogło posiadać sens; poeta ma pełne prawo stopniować skalę tego sensu stosownie do swoich celów. Nie byłoby jednak nic dziwnego i w tym, gdybyśmy od poety mogli dowiedzieć się o przejęzyczeniu więcej aniżeli od filozofa lub psychiatry.Taki przykład przejęzyczenia znajdujemy w Wallensteinie („Rodzina Piccolominich”, akt pierwszy, odsłona piąta). W poprzedniej scenie Maks Piccołomini opowiedział się z całą gwałtownością za księciem, wypowiadając entuzjastyczną tyradę na temat błogosławieństw pokoju, które mu się objawiły podczas odprowadzania córki Wallensteina do obozu. Ojciec Maksa i wysłannik dworu, Questenberg, pozostają pod druzgocącym wrażeniem tej tyrady.
Oto scena piąta:
Questenberg: O biada, biada! Czy tak rzeczy stoją? (Niecierpliwie i pośpiesznie). I ty powagą nie weźmiesz go swoją? Dozwalasz odejść mu w takim zapale, ócz nie otworzysz tak zaślepionemu? Oktawio (z głębokiego zamyślenia): On właśnie moje w tej otworzył dobie, I więcej widzę, niźli życzę sobie. Questenberg: Ja twojej mowy nie pojmuję wcale... Oktawio: Przeklinać muszę dzień jego podróży! Questenberg: I cóż się stało? Oktawio: Nie bawmy tu dłużej! Ja muszę śledzić, widzieć własnym okiem — Ach śpieszmy! (Chce go wyprowadzić). Questenberg (zdziwiony): Dokąd? Oktawio (niecierpliwie): Do niej! Questenberg: Do niej? Oktawio: Tak, do — (poprawia się) księcia. Idźmy!
(tłumaczenie Jana Nepomucena Kamińskiego ze zbiorowego wydania dzieł Schillera — Lwów, nakład Altenberga).
Oktawio chciał powiedzieć: do niego, do księcia. Przez słowa „do niej” zdradza się z tym, że doskonale rozumie, kto jest przyczyną entuzjazmu młodego wojaka dla pokoju. Jeszcze bardziej przekonywający przykład odnalazł O. Rank u Szekspira. Znalazł go w Kupcu weneckim, w słynnej scenie wyboru trzech skrzynek przez szczęśliwego wybrańca. Zdaje się, że uczynię najlepiej, jeżeli, odczytam krótkie wywody Ranka. Oto one: W Kupcu weneckim Szekspira (akt trzeci, scena druga) znajdujemy przejęzyczenie poetycko bardzo zręcznie umotywowane, technicznie świetnie wyzyskane, dowodzące tak samo jak na przykładzie Freuda z Wallensteinem, że poeci znają dobrze mechanizm i sens czynności pomyłkowych, i są pewni, że ich czytelnicy również się w tym orientują. Porcja, wskutek woli ojca, uzależniona w wyborze męża od losu, dotychczas potrafiła przez szczęśliwy wypadek pozbyć się niemiłych konkurentów. Spotkawszy Bassania, którego pokochała, lęka się, że i on fałszywy los wyciągnie. Chciałaby mu powiedzieć, że i w tym wypadku może być pewny jej miłości, ale nie pozwala na to przysięga. W tej rozterce poeta każe jej wypowiedzieć do Bassania następujące słowa:
Wstrzymaj się jeszcze, signore; zaczekaj Dzień lub dwa, zanim dokonasz wyboru; Bo gdybyś błędnie wybrał, pozbawioną Byłabym twojej obecności; bądź więc Cierpliwy, proszę. Coś mi skrycie mówi (Lecz to nie miłość), że rozstać się z panem, Z trudnością by mi przyszło, a sam przyznasz, Że nienawiści głos bywa odmienny. Abyś mnie jednak lepiej pan zrozumiał (Choć to kobiecie myśleć tylko wolno, Ale nie mówić), chętnie bym cię miesiąc, Albo dwa, w moim zatrzymała domu, Złamać bym moją musiała przysięgę, Mogłabym jeszcze podać ci wskazówki Co do trafności wyboru, lecz wtedy Złamać bym moją musiała przysięgę, A tego nie uczynię. Tak więc Możesz mnie chybić; jeślibyś zaś chybił, Zaiste dałbyś mi powód do grzechu, Boby mi przyszło żałować, żem była Wierną przysiędze. O, te oczy wasze, Opanowały mnie i rozdwoiły: Jedna połowa moja już jest waszą, Druga połowa waszą, to jest moją, Chciałam powiedzieć, lecz jeżeli moją, To waszą także, więc i całość wasza. (tłumaczenie Jana Paszkowskiego).
Właśnie to, do czego chciała tylko uczynić lekką aluzję, bo właściwie nie miała o tym mówić, że już przed wyborem całkowicie należy do niego i kocha go, poeta, kierowany podziwu godnym wyczuciem psychologicznym, ujawnia przez przestawienie wyrazów. Dzięki temu majstersztykowi uspokaja zarówno nieznośną niepewność kochanków, jak i napięcie słuchacza co do wyniku wyboru. Proszę jeszcze zwrócić uwagę, w jak delikatnej formie Porcja rzuca pomost między wyznaniami, zawartymi w grze słów, jak niweluje zawartą w niej sprzeczność, jak wreszcie wraca do swej pomyłki, podkreślając, że w niej zawarta jest prawda, gdy mówi: „Lecz jeżeli moją, to waszą także, więc i całość wasza”. Pewien myśliciel, daleko stojący od medycyny, odkrył nam również sens czynności pomyłkowej i oszczędził trudu wyjaśnienia tego wypadku. Jest nim pełen polotu satyryk Lichtenberg (1742-1799), o którym Goethe powiedział: w każdym jego żarcie jest ukryty problem. Przy sposobności żartu przychodzi również nieraz rozwiązanie problemu. W jednym ze swych dowcipnych, satyrycznych utworów notuje Lichtenberg zdanie następujące: zawsze zamiast słowa „angenommen” (przyjął, przyjęte, biorąc pod uwagę — przyp. tłum.) czytał „Agamem- non”, tak był przesiąknięty lekturą Homera. — Oto mamy istotną teorię omyłek przy czytaniu. Następnym razem postaramy się ustalić, czy w ujmowaniu czynności pomyłkowych wolno nam iść drogą wytkniętą przez poetów.
...................................................................
Sigmund Freud, Wstęp do psychoanalizy, PWN Warszawa 2000, 57-68 str.

Wróć do listy aktualności

3

 

Kontakt

60-687 Poznań,
os. Stefana Batorego 73 lok. nr 1

605 415... 115więcej

Wyślij wiadomość

Proszę podać treść wiadomości

Błędnie wypełniony adres

Nieprawidłowy telefon

Administratorem danych osobowych są NNV sp. z o.o. i Ogłoszeniodawca. Cele przetwarzania i Twoje prawa.

  kod bezpieczeństwa

Twoja wiadomość została wysłana.

Wystąpił bład podczas wysyłania wiadomości. Spróbuj ponownie później.

Ok

www: zobacz stronę


Godziny otwarcia: otwarte teraz do 21:00

  • Pn
  • Wt
  • Śr
  • Czw
  • Pt
  • So
  • Nd