..........
J. Lacan Seminarium XX ENCORE 1972-1973
Rozdział VII. LIST MIŁOSNY (12 akapitów od końca rozdziału)
..........
Bowiem kwestią jest, żeby wiedzieć – w tym, co konstytuuje kobiecą jouissance, o ile nie jest ona cała zajęta mężczyzną (occupée de l'homme ), a nawet, powiedziałbym, o ile wcale taka nie jest – kwestią jest, by wiedzieć, co w tym jest z tej wiedzy (de son savoir). Jeśli nieświadomość nauczyła nas czegokolwiek, to przede wszystkim tego, że gdzieś, w Innym, to (ça) wie. To (ça) wie, ponieważ to (ça) się wspiera dokładnie na tych znaczących, którymi podmiot siebie ustanawia. Niemniej jednak to jest mylące, ponieważ trudno jest temu, kto duszokocha, nie myśleć, że wszystko w świecie wie z czym ma on do czynienia (a à faire). Jeśli Arystoteles wspiera swego Boga tą nieruchomą sferą, w wyniku czego każdy ma podążać za swoim dobrem, to dlatego, że ta sfera ma wiedzieć, co jest jej dobrem. Wywołana luka dyskursu naukowego zmusza nas do obycia się właśnie bez
tego. Nie ma potrzeby wiedzieć dlaczego. Nie ma już jakiejkolwiek potrzeby tej wiedzy, od której Arystoteles wychodzi. Nie mamy potrzeby - po to, żeby wyjaśniić skutki grawitacji – by przypisywać kamieniowi wiedzę odnośnie tego, gdzie ma upaść. Przypisanie duszy zwierzęciu czyni z wiedzy akt par excellence, niczego innego niż ciała, widać, że Arystoteles nie zszedł zupełnie na manowce, za
wyjątkiem tego, że ciało jest stworzone do aktywności, ένέργεια (energia, działanie, czyn), i że gdzieś tam entelechia(wg. filozofii Arystotelesa dusza posiadana przez każdą rzecz dzięki własnej formie, która nadaje jej celową jedność substancjonalną.) tego ciała opiera się na substancji, którą nazywa duszą.Analiza pozwala na to zamieszanie przez to, że odtwarzamy ostateczną przyczynę, przez to, że sprawia iż mówimy, że - dla wszystkiego, co tyczy się przynajmniej bytów mówiących - rzeczywistość jest taka właśnie, to znaczy fantazmatyczna. Czy coś takiego może w jakikolwiek sposób zadowolić dyskurs naukowy? Istnieje, zgodnie z dyskursem analitycznym, zwierzę, któremu zdarzyło się mówić i dla którego - jako, że zasiedliło ono znaczący - skutkiem jest bycie podmiotem tegoż. Odtąd wszystko rozgrywa się dla niego na poziomie fantazmatu, ale fantazmatu doskonale wyginającego się na wszystkie strony (désarticulable)w sposób, który odzwierciedla to, że on wie znacznie więcej niż myśli, kiedy działa (agit). Ale nie wystarczy, żeby tak było, byśmy my mogli zapoczątkować kosmologię. To jest odwieczna wieloznaczność pojęcia nieświadome (inconscient). Z pewnością w nieświadomym jest założenie, że istnieje gdzieś w bycie mówiącym coś, co wie więcej od niego, aczkolwiek nie jest to akceptowalny model świata. Psychoanaliza, o ile wywodzi swą możliwość z dyskursu naukowego, nie jest kosmologią, choć wystarczy by człowiek śnił, by widział ponowne wyłanianie się tej ogromnej graciarni, tego składowiska, z którym musi sobie radzić, które z pewnością tworzy duszę, duszę czasami do kochania (aimable), kiedy coś chce ją kochać. Kobieta może kochać w mężczyźnie, jak mówię, nic innego niż sposób, w jaki stawia on czoła wiedzy, dzięki której duszo kocha (dont il âme). Ale, odnośnie wiedzy, dzięki której on jest(wiedzy, którą on jest), pojawia się pytanie wynikające z tego, że jest coś, pewna jouissance, odnośnie której nie sposób powiedzieć, czy kobieta może coś o niej powiedzieć, czy może ona powiedzieć, co o niej wie. Na koniec dzisiejszego wykładu doszedłem więc, jak zawsze, na skraj tego, co spolaryzowało mój temat, mianowicie, czy można wysunąć pytanie dotyczącego tego, co ona o tym wie. Nie różni się to od pytania, czy termin, którym ona się rozkoszuje (jouit) poza całym tym graniem (joker), które tworzy jej związek z mężczyzną –który nazywam Innym oznaczając go przez duże „I” – czy ten termin coś wie. Ponieważ to w tym ona sama podlega Innemu (qu’elle est elle-même sujette à l’Autre), tak samo jak mężczyzna. Czy Inny wie? Był pewien człowiek, imieniem Empedokles – jakby przez przypadek Freud używa go od czasu do czasu jak korkociągu – z którego nie znamy więcej niż trzy wersy, ale których konsekwencje Arystoteles wyciąga bardzo dobrze, gdy stwierdza, że w sumie Bóg był dla Empedoklesa największym ignorantem pośród wszystkich bytów, ponieważ nic nie wie o nienawiści. To, co chrześcijanie przekształcili później w powódź miłości. Niestety, coś tu nie pasuje, ponieważ nie znać żadnej nienawiści oznacza również nie znać żadnej miłości. Jeśli Bóg nie zna nienawiści, to jest jasne dla Empedoklesa, że wie mniej niż śmiertelnicy. W efekcie można powiedzieć, że im bardziej mężczyzna daje powód (prêter à) kobiecie by myliła go z Bogiem, to znaczy z tym, czym ona się rozkoszuje, tym mniej on nienawidzi, tym mniej jest – obydwie wymowy są zamierzone – i, skoro nie ma miłości bez nienawiści, tym mniej on kocha.
..........
Tłum. z jęz. fr. Anna Wojakowska-Skiba; korekta tłumaczenia i przypisy są efektem prac kartelu FPPL „Histeria i kobiecość”
..........