..........
Poniżej 17 i 18 część La direction de la cure et les principes de son pouvoir, Ecrits J.Lacana. Fragmenty te będą podstawą Seminarium pracy z tekstem – prowadzenie Jacques Adam. Seminarium odbędzie się w Warszawie 28 października 2012r. Informacje na stronie: www.fppl.pl
..........
17. Tak więc, w najlepszym razie, współczesny analityk pozostawia pacjenta w punkcie czysto wyobrażeniowej identyfikacji – w niewoli której tkwi histeryczka, bo jej fantazmat wiąże się z tym usidleniem. To właśnie ten punkt, z którego Freud, na wczesnym etapie kariery, chciał histeryczkę uwolnić zbyt szybko, narzucając wołanie o miłość na obiekt identyfikacji (przy Elizabeth von R., na jej szwagra; przy Dorze, na pana K.; przy młodej homoseksualistce w przypadku homoseksualności kobiecej, widzi problem jaśniej, ale myli się, kiedy uznaje siebie za obiekt, na który w rzeczywistości [reel] wycelowane jest przeniesienie negatywne). I dopiero w rozdziale o identyfikacji w "Psychologii zbiorowości i analizie ‘ja’ ”Freud wyraźnie rozróżnił trzecią formę identyfikacji, która uwarunkowana jest funkcją podtrzymywania pragnienia, i, jako taka, charakteryzuje się obojętnością na obiekt. Ale nasi psychoanalitycy nalegają: ten obojętny obiekt to substancja obiektu, jedz moje ciało, pij moją krew (profanujące nawoływanie płynie z ich piór). Misterium psychoanalitycznego zbawienia leży w tej wyobrażeniowej wylewności, której obiektem ofiarnym [l’oblat] jest analityk.
Czy ego, którego współpracę twierdzą, że sobie zaskarbili, może w efekcie nie upaść od ciosów wzmocnionej alienacji, jaką wywołują w podmiocie? Na długo przed pojawieniem się Freuda, psychologowie wiedzieli, choć może nie wyrażali tego w takich terminach, że o ile pragnienie jest metonimią braku w byciu, o tyle ego jest metonimią pragnienia. Oto jak pojawia się identyfikacja ostateczna, z której analitycy są tak dumni. Wahają się, czy chodzi o ego czy superego pacjenta, albo, trzeba raczej powiedzieć, nie obchodzi ich to, ale tym, z czym identyfikuje się pacjent, jest ich własne silne ego. Freud przewidział taki wynik we wspomnianym tu tekście ["Psychologii zbiorowości i analizie ‘ja’ ”], pokazując, że w genezie przywódcy rolę ideału może odegrać najbardziej nieznaczący obiekt. Nie na próżno psychologia analityczna coraz bardziej zwraca się w stronę psychologii grupowej, a nawet psychoterapii o tej samej nazwie. Zaobserwujmy jej efekty w samej grupie analitycznej. Nie jest prawdą, że analizanci poddani psychoanalizie szkoleniowej dostosowują się do obrazu swojego analityka, niezależnie od poziomu, na którym chcielibyśmy ten obraz wykryć. Jest raczej tak, że analizanci tego samego analityka dzielą jedną cechę, być może zupełnie drugorzędną w ekonomii każdego z nich, ale na której wyraźnie zaznacza się nieudolność analityka w jego pracy. Tak oto ten, dla kogo problem pragnienia zredukowany jest do zdjęcia zasłony strachu, porzuca tych, których prowadził, owiniętych w ten całun.
18. Doszliśmy więc do podstępnej zasady tej władzy4, która zawsze jest otwarta na ślepe kierunki. Jest to władza czynienia dobra, żadna władza nie zmierza do innego końca, i dlatego ta władza nie ma końca. Ale chodzi tutaj o coś innego, chodzi o prawdę, jedną prawdę, prawdę o efektach prawdy. Kiedy Edyp wybrał tę drogę, wyrzekł się już władzy. W jakim kierunku zmierza więc leczenie ? Być może trzeba tylko zapytać o jego środki, by zdefiniować je poprawnie. Zauważmy: (1) że mowa ma tu wszelką władzę, specyficzną władzę leczenia; (2) że, zgodnie z fundamentalną zasadą psychoanalizy, nie kieruje się podmiotu w stronę mowy pełnej, ani mowy spójnej, zostawia się mu tylko swobodę, by jej spróbował;(3) że to tę swobodę podmiot znosi najgorzej; (4) że domaganie jest dokładnie tym, co w analizie wzięte w nawias, jest wykluczone, by analityk zaspokoił jakiekolwiek domaganie pacjenta; (5) że, ponieważ na drodze podmiotu do uznania swojego pragnienia nie stawia się żadnych przeszkód, tą drogą jest on kierowany, a nawet kanalizowany; (6) że opór wobec tego uznania w końcowej analizie może być związany z niczym innym, jak tylko niezgodnością pragnienia z mową. Wciąż znajdą się tacy, nawet wśród mojej zwykłej publiczności, którzy będą zaskoczeni takimi twierdzeniami w moim dyskursie. Wyczuć tu można straszliwą pokusę, przed którą stoi analityk, by odpowiedzieć, choćby minimalnie, na domaganie pacjenta. Jak, poza tym, miałby analityk uniemożliwić pacjentowi przypisywanie tej odpowiedzi sobie, pod pozorem domagania poprawy, w zgodzie z horyzontem dyskursu, który podmiot ma prawo mu imputować tym bardziej, że nasze autorytety przyjęły ten dyskurs błędnie i na opak. Kto nas teraz uwolni z tej tuniki Nessosa, którą sami sobie utkaliśmy: analiza odpowiada na wszelkie dezyderaty domagania, i to na mocy dobrze rozpowszechnionych norm? Kto wyrzuci tę wielką kupę gnoju z augiaszowej stajni literatury psychoanalitycznej? Jakie milczenie musi sobie teraz narzucić analityk, by rozpoznać wzniesiony nad bagnem palec Jana Chrzciciela Leonarda, jeśli interpretacja ma na nowo odnaleźć ten opustoszały horyzont bycia, na którym praktykować powinien swoją nieuchwytną cnotę.
..........
tłumaczenie: Joanna Szymańska
..........